Najlepsze reklamy w przerwie Super Bowl albo nie
06-02-2017Nawet po całych pięciu sezonach „Friday Night Lights” nie wiem do końca, jak się gra w amerykański fussbal i czuję, że nie muszę, ale największa mafia w Ameryce, czyli NFL, i tak wypracowała sposób, żeby trzepać hajs na takich jak ja. Zagadka XXI wieku, fenomen reklam z przerwy Super Bowl. Są jak wiadomości o rodzinie Lewandowskich albo tweety Ziemkiewicza. Ty wcale ich nie chcesz, ale i tak cię znajdą i się przed tobą odtworzą jak ekshibicjonista w parku.
Od ostatniej doby dostaję nimi po oczach w feedzie i rozważam, czy kultura nie ewoluowała już w takim kierunku, że przerwa na reklamę jest ważniejsza od samego eventu (przełóżmy to sobie chwilowo na fussbal nieamerykański – leci finał jakiegoś Mundialu i przez 45 minut robimy kanapkę, po czym prędko przybiegamy na kwadrans do telewizora, żeby zobaczyć w 4k, jak Messi kupuje frytki, a Ronaldo smaruje pachy), ale to pewnie tylko sprawa mojego socjalmedialnego bąbelka. W każdym razie zamęczony tymi linkami pod tytułem „15 najlepszych reklam Super Bowl – MUSISZ TO ZOBACZYĆ”, w końcu wchodzę w jeden, skoro muszę. I oglądam. Gal Gadot z Jasonem Stathamem demolują kawiarienkę, uhm, so what.
Dalej. „Stranger Things” zwiastun tak bardzo, że nawet dostał osobne newsy, bo dzieciak w kombinezonie Billa Murraya. Nie skończyłem pierwszego sezonu, ale co mam przegapić taki trailer. Dalej. Johnu Malkovichu ktoś podsiadł domenę johnmalkovich.com, nawet śmieszne trochę, bo jeśli wkurwiony John Malkovich nie jest śmieszny to co jest?
I przymierzając się już do kliknięcia w reklamę Bud Lighta, trzeźwieję i lewicą wymierzam bezbożnego klapsa w nadgarstek prawicy. Co ty robisz, tępa dzido, prawa półkulo mózgu. Oglądam z wolnej stopy coś, co w każdy inny dzień przewinąłbym albo choć wyciszył. Jak to zrobiliście, geniusze marketingu, maharadże cyfrowej komowojażerki.
Reklamy Super Bowl zaczęły się wylewać poza przerwy między kwartami meczu kilkanaście lat temu, bo miały gwiazdy i drogo kosztowały. Rozumiem, że kiedyś na kimś robiło wrażenie, że Michael Jordan pije Pepsi, co było wielką odmianą od pani, która wybiera Dosię, ale co mi dzisiaj po tym, kiedy codziennie na jutube George Clooney pije kawę, Johnny Depp prowadzi auto, a człowiek, który ma Red Bull zamiast krwi, skacze z kosmosu.
Jest 2017 rok, marketing JEST produktem, a reklama jest contentem i już się pogodziłem z tym, że jedyna przyszłość wydawców leży w gazetkach Lidla i galeriach zdjęć w Buzzfeedzie, ale polecam prasie – tej samej, która niedawno rozczulała się na głównych stronach serwisów spotem promującym Allegro – wspomnieć z rozrzewnieniem, że były takie czasy, w których reklamodawcy płacili za zwiększanie zasięgu swoich treści, aby media miały pieniądz na zajmowanie się prawdziwie fajnymi rzeczami. Jak epidemia dziur w mózgu u graczy NFL albo coś, nie wiem.
Dodaj komentarz