Rok 2003

Aspirujący scenarzysta: Mam gotowy scenariusz na podstawie książki dla dzieci, która zdobywa coraz większą popularność. Jest o głuchoniemej dziewczynce, która potrafi porozumiewać się tylko ze swoim psem.

Studio: Dla dzieci… coraz większą popularność… brzmi obiecująco, ale czy będziemy w stanie zrobić z tego trylogię?

Rok 2009

Aspirujący scenarzysta: Mam gotowy scenariusz na wątku tej zajebiście popularnej trylogii jung adult o głuchoniemej dziewczynie, która słyszy głos swojego psa i razem przeżywają różne przygody.

Studio: Jesteśmy poważnym studiem, nie filmujemy nieprawdziwych historii. Chyba że możemy zrobić z tej trylogii cztery filmy lub więcej.

Rok 2017

Aspirujący scenarzysta: Mam pomysł na film na motywach tej hitowej serii książek o zaklinaczce psów. Siksy to jedzą łyżkami, chcą więcej i więcej. Prawa autorskie i wszystko w cenie kontraktu.

Studio: Brzmi perspektywicznie. Zróbmy dwa filmy o lasce gadającej z labradorem, a po screentestach jeden o niewidomym żołnierzu z owczarkiem niemieckim. Potem pies dostanie swój własny film, a potem film o swojej młodości, a potem serial o jego ojcu psie. Nazwiemy to Animalverse.

Marvel Universe timeline, source: infogrades.com

Timeline Uniwersum Marvela, nieaktualne już zresztą, źródło: infogrades.com

Jednym z pierwszych w Polsce (jeszcze przed Marvelem!) było TVN Extended Universe. Wiecie, najpierw Magda Gessler dostaje swój własny show, potem pojawia się gościnnie w kilku odcinkach „Na Wspólnej” u boku rodziny Ziębów, w tym samym czasie Ryszard Petru zostaje wprowadzony w „Faktach po Faktach”. Wreszcie wszyscy łączą siły w „Dzień Dobry TVN”, żeby wypromować nowy serial Kuby Wojewódzkiego. Tak to mniej więcej działa. Koncept niezbyt oryginalny ani zgrabny, czemu w takim razie wszystkie wielkie wytwórnie czują, że muszą mieć na produkcji te serie filmowe, które łączą się jak patchworki, a nie jak łańcuchy?

Teorie o tym, że wszystkie filmy Pixara albo Tarantino dzieją się w tej samej linii czasu rozgrzewały internetowe speluny już wcześniej, ale to były tylko skoczne konkluzje na bazie poukrywanych w kadrach i dialogach jajek wielkanocnych. Model franczyzowy oficjalnie odniósł sukces dopiero, kiedy Disney kupił Marvela i sięgnął po wzorce wydawnicze. Komiksowy Wszechświat Marvela to faktycznie jeden, prawdopodobnie najbardziej zawiły w całej historii kultury, monumentalny twór narracyjny, przy którym Saga o Ludziach Lodu wygląda jak czytanka na jedno sranie. O tym jak powstawał możecie poczytać w dość ciekawej, ale trochę za bardzo najeżonej datami i faktami książce „Niezwykła Historia Marvel Comics”. Dziesiątki tysięcy historyjek połączone małymi haczykami i wypustkami, linie czasowe zaplątane jak kable od słuchawek w kieszeni. Hardkorowi fani chcą nadążyć za wszystkim, a softkorowi czytają na wyrywki i niewiele im umyka. Tak samo z filmami. Najwięksi zapaleńcy będą katować się wszystkimi odcinkami „Iron Fista”, żeby nie przegapić żadnego wątku, a casualowy widz po prostu pójdzie za tłumem. Złoty biznes.

DCEU movie line-up

źródło: dccomicsmovie.com

Kiedy Disney odpalał Uniwersum Marvela w 2008 roku sukces był co najmniej niepewny. Dzierżący prawa do komiksów DC Warner Bros. stawiał wtedy wszystkie karty na hiperrealistyczną wizję Batmana w wykonaniu Christophera Nolana, do której postacie takie jak Wonder Woman albo Flash pasowały jak ananas i mango do pizzy. Ale pierwszą próbę odpalenia własnego uniwersum studio podjęło już trzy lata później filmem „Green Lantern”, który okazał się takim padłem, że prawie zabił nie tylko koncepcję, ale też Ryana Reynoldsa. Druga próba z „Man of Steel” (jako tako) wypaliła, tymczasem rękawicę podjęli właściciele skrawków praw autorskich do innych komiksów. Seria o X-Menach poszła w kierunku nielinearnej historii pojedynczych bohaterów, a studio Sony „Venomem” z Tomem Hardym podejmuje obciachową próbę rozciągania uniwersum Spider-Mana, choć już bez Spider-Mana.

Tymczasem inne wytwórnie odkryły, że miały patenty na własne uniwersa zanim wiedziały, że tak to się nazywa. Legendary Pictures z japońskim Toho wyciągnęły Godzillę z dna oceanu, szykując go na ustawkę z King-Kongiem, Mothrą i resztą swojego, póki co przyjemnie głupiego Monsteverse.

Monsterverse, movie lineup

Monsterverse, nieoficjal, tylko mrzonki

Ostatnią ambitną próbę podjął Universal. Pimpując swoje największe studyjne ramoty – Potwora z Laguny, Frankensteina oraz Mumię – falstartem ogłosił coś o nazwie Dark Universe, co pewnie po pierwszych recenzjach skończy w jakimś mrocznym miejscu, ale raczej nie będzie to uniwersum. A to nie koniec, bo w przygotowaniu są jeszcze Hasbro Universe (nakurwiające się zabawki), Uniwersum Valiant Comics, Uniwersum Króla Artura i Robin Hooda, Uniwersum Cloverfielda, Conjuring, Transformerów (pojedyncze roboty dostaną własne filmy) i tyle więcej, że już niedługo zaczną nam w stopkach stron internetowych wyskakiwać clickbaity „20 najlepszych filmowych uniwersów lat dziesiątych”.

Dlaczego, po co to komu? Proste – zmysł kolekcjonerski. Każdy przecież przynajmniej w młodości coś zbierał. Kapsle, monety, figurki dinozaurów, karty z piłkarzami. Ja w latach dziewięćdziesiątych rzucałem się na każdą serię czasopism dla hobbystów, nawet jeśli temat nigdy wcześniej mnie nie zajmował. „Skarby ziemi”, „Świat wiedzy”, nawet pieprzona „Magia roślin” z botanicznymi suszkami dodawanymi do każdego numeru. A na tym polega zmysł kolekcjonerski, że jak już zaczniecie zbierać, to chcecie mieć wszystko, bo inaczej puste miejsce w kolekcji boli jak wyrwany ząb. Musicie mieć w swojej kolekcji dinozaurów nawet te brzydkie paździochy pachycefalozaury i celofyzy, choćby miały stać na tyłach półki, bo kolekcja ma być kompletna. Wśród kart z piłkarzami ma być nawet Mariusz Citko, bo bez niego zostanie puste miejsce w albumie.

Dark Universe

Dark Universe, też nieoficjal.

Dokładnie tak samo jest z uniwersami. Normalnie film o jakimś Ant-Manie albo Aquamanie przecież by nikogo (#nikogo), ale uczyńcie go częścią kolekcji i nawet chłopaki i dziewczyny z Uniwersum „Warsaw Shore” pojawią się w kinie.

Dodaj komentarz