Nie znam żadnego współczesnego modelu komunikacji masowej, który zbliżałby nas do wyjaśnienia rzeczywistości, ale pewnie przypominałby coś w stylu „akcja-backlash-reakcja-backlash-akcja”. Niedawno temu można było traktować jeszcze Akademię Filmową jako problematyczną część establishmentu, teraz pozostaje z krzywym uśmiechem patrzeć, jak ze słabnącą energią kręci się po kołowrotku. Pamiętamy, że chodziło o jakieś tam filmy, ale dyskurs filmowy, że tak sobie pozwolimy nazwać gigabajty literek sypiących z byle okazji, rzadziej dotyczy filmów niż okoliczności towarzyszących. Ocena widzów „Kapitan Marvel” na Rotten Tomatoes wpisuje się najwyraźniej w żywotny interes Rosji, a „Green Book” można bez karkołomnych wysiłków atakować z pozycji rasisty i bojownika sprawiedliwości społecznej zarazem, więc kto by jeszcze to wszystko ogarniał. Oscary ze swoimi próbami zachowania autorytetu i relewantności wypadają anachronicznie jak DKF przy kinie studyjnym, ale przynajmniej są taką okazją do powspominania filmów, jak Super Bowl jest okazją do wypicia zgrzewki Bud Lightów.

oscars best picture 2019 olly gibbs

Najładniejsza ilustracja oscarowa, jak zawsze stąd: https://www.ollygibbs.com/oscar-illustrations-2019

***

NAJLEPSZY FILM

„Czarną Panterą” zobrazujmy sobie problem Oscarów, od dyskusji o ignorowaniu kina gatunkowego i czarnoskórych twórców, płynnie przechodząc do zaniepokojenia, czy film Marvela w ogóle zasługuje, żeby być wśród Najlepszych. Moim zdaniem nie mniej „Avatar” albo „Marsjanin”, czyli inne blockbustery z pokazem fajerwerków w finale, które coś tam chcą widzowi przekazać. Na pewno bardziej niż „Bohemian Rhapsody”, który jest pierwszym „zwyczajnie kiepskim” nominowanym do Oscara filmem, jaki pamiętam, choć kiepskie filmy zapominam szybciej niż zeszłoroczne Oscary. „Czarna Pantera” to nie tylko jeden z niewielu filmów Marvela, który można oglądać bez znajomości 30 poprzednich odcinków, ale i bardzo relewantny ze swoim przesłaniem o izolacjonizmie, politycznej odpowiedzialności, dziedziczeniu poglądów i tej całej modnej „ojkofobii”. Czasem mam wrażenie, że to takie przeprosiny Disneya za Króla Lwa, ale to temat na inny kawałek.

Bez kłopotu wyłonię dwa najfajniejsze kinowe seanse spośród nominowanych, bo zarazem dwa filmy najprzystępniejsze w odbiorze. „A Star is Born” i „Green Book” oglądało się bardzo przyjemnie, przy czym jeden i drugi opierają się na dosyć ewidentnej manipulacji emocjami. Chemia aktorów pomaga to przeoczyć w obu przypadkach, ale jeśli chodzi o melodramaty zgubionych związków dwojga ludzi z własnymi ambicjami i problemami, to „Zimna wojna” wypadła, jak dla mnie, trochę lepiej od „Narodzin gwiazdy”. „Green Book” to taki film, z którego mamy wyjść zadowoleni i już przez sam fakt, że nikt w nim nie popełnia samobójstwa i nie pada ofiarą linczu, spełnia swoją rolę. Samozadowolenie po seansie to takie zadowolenie na zasadzie „zobacz, jak to dobrze, że już nie żyjemy w tych niedobrych czasach, gdybyśmy tylko mogli wszyscy spędzić ze sobą kilka godzin w aucie, nie byłoby rasizmu, wojen i przemocy”. Ale przyznam z niejakim podziwem, że reżyser „Głupiego i głupszego” ogrywa ten koncept przełamywania stereotypów prosto z podręczników psychologii społecznej w znacznie bardziej rozrywkowy i naturalny sposób niż kończący w tym roku 20 lat „American History X”.

oscars 2019 olly gibbs vice roma blackklansman

Za ładne, żeby wstawić tylko jeden kawałek.

W kontrze do „Green Booka” mamy „BlacKkKlansmana”. To najpopularniejszy z kilku zeszłorocznych filmów o czarnym gniewie, głównie za sprawą nazwiska najgniewniejszego czarnego reżysera. Spike’owi Lee też łatwo zarzucić emocjonalną manipulację, szczególnie ze strony Amerykanów, którzy byli zapewne katowani relacją z nazistowskiego zamachu terrorystycznego w Charlottesville i reakcją Trumpa 24/7. Ja tych nagrań wcześniej nie widziałem, więc z filmu wyszedłem w roztrzęsieniu i pewnie bardziej trzeźwym przeświadczeniu, że nadal żyjemy w niezbyt dobrych czasach i może kilka godzin razem w aucie jednak tego nie zmieni.

„Faworyta” i „Vice” to filmy z gatunku, który rzadko wygrywa nagrody, czyli filmy dziwne. Poprzedni film Adama McKaya, mieści się chyba w moim TOP 10 filmów wszystkich czasów. Ogólnie podzielam jego filozofię i szanuję podejście do kultury. Adam McKay rozumie, że najlepszy sposób, żeby uczynić dzisiaj coś potwornie złego, to opakować to w coś potwornie nudnego, jak broszurka o derywatach finansowych albo ekspertyza prawna Sądu Najwyższego. Adam McKay robi więc, co może, żeby te potwornie nudne i straszne rzeczy uczynić ciekawymi i rozrywkowymi. Nawet jeżeli nikogo nie przekona, to przynajmniej się pośmiejemy. „Big Short” był o tym, jak to z lekcji kryzysu 2008 nie nauczyliśmy się kompletnie niczego i za 3-4 lat znowu zawalimy światową gospodarkę. „Vice” jest o tym, że nigdy przenigdy w światłej liberalnej demokracji żaden lider nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za nadużycia władzy.

Roma

I wreszcie „Roma”. „Roma”, która najprawdopodobniej wygra główną nagrodę, choć od początku roku zasnąłem na niej jakieś 6 razy, żeby wreszcie dokończyć w większym poruszeniu niż na koncercie Lady Gagi wykonującej „Shallow” w duecie z własnym sobowtórem. Film powolnie mordującego kino Netflixa to na swój sposób pierwszy prawdziwy film nominowany do Oscara do bardzo dawna. Film w rozumieniu dzieła sztuki, tak osobiście związany z artystą, jak książka pisana do szuflady na poddaszu górskiego domku. Film, przy którym nikt nie powiedział reżyserowi „weź przemyśl może to dwuminutowe ujęcie suszącego się prania, bo nam bounce rate sięgnie 90% i żaden widz nie dotrwa do tej części, za którą ministerstwo kultury Korei zapłaciło 10 miliona”. Czy można zasnąć 6 razy na najlepszym filmie? „Roma” na pewno jest mniej przystępna i bardziej wymagająca niż „Green Book”, „Narodziny gwiazdy” czy którykolwiek z pozostałych nominowanych filmów, ale zostaje z nami na dłużej. Trochę jak jakiś film oglądany na lektoracie z hiszpańskiego. W przerwie między zajęciami się z niego podśmiewacie, bo tak wypada, ale na koniec kajacie się przed sobą. „Roma” przypomniała mi ten statystyczny fakt, że kobiety są lepszymi kierowcami od mężczyzn, bo prawie nie powodują wypadków śmiertelnych. Film o kobietach, które wykonują całą prawdziwą robotę w kulturze mężczyzn zajętych trenowaniem na igrzyska, „pracą badawczą”, zabijaniem się nawzajem i innymi ważkimi tematami. O tym, że „więcej łez wylanych przez modlitwy wysłuchane niż niewysłuchane” i paru innych sprawach, wyrażonych minimalnym kosztem.

Wygra: Roma

Mój głos: Wahając się między subtelnością „Romy” i niesubtelnością „BlacKkKlansana”, w ostatniej sekundzie wybrałbym film Cuarona.

***

NAJLEPSZA REŻYSERIA

Pewnie czasem wydaje się wam, że bylibyście niezłymi aktorami, bo wystarczy zachowywać się jak w prawdziwym życiu. Może i bylibyście, ale bez reżyserii wypadlibyście jak statyści w odcinku „Dlaczego ja”. Alfonso Cuaron reżyseruje tych naturszczyków, udając że przyjmuje pozycję muchy na ścianie i jakoś sprawia, że wszyscy zachowują się „jak w prawdziwym życiu”, podglądani przez okno wycięte w czasie. Nie pamiętam nawet wszystkich reżyserów nominowanych w tej kategorii, ale raczej mogą zatrzymać swoje przemowy w kieszonkach marynarki.

Wygra: Cuaron

Mój głos: Cuaron

***

NAJLEPSZY AKTOR

Bardzo lubię neurotycznego, lunatykującego Ramiego Maleka z „Pana Robota”, ale z trudem wyobrażałem go sobie w roli jednego z najbardziej ekspresyjnych i żywiołowych ludzi świata. Wyszło mniej więcej tak, jak sobie wyobrażałem. Raczej nie z winy aktora, który musiał codziennie dostawać na planie tylko dwie wskazówki, „więcej zębów” i „więcej geja”. Viggo Mortensen gra włoski stereotyp w taki sposób, że byłby skrajnie obraźliwy, gdyby nie był taki strasznie dobry. Bradley Cooper mnie irytuje, bo czemu jedna osoba ma mieć tyle talentu, że wystarczy do grania, śpiewania i reżyserowania. Doświadczenie uczy, że kiedy w tej kategorii pojawia się aktor z plackiem make-upu na twarzy, grający kontrowersyjnego polityka, to wyścig jest zakończony. Christian Bale dostał już Oscara za schudnięcie, nie dostał jeszcze za utycie, może więc w tym roku polec z Malekiem. Chociaż do niego należy najlepsza rola roku.

Wygra: Rami Malek

Mój głos: Christian Bale

christian bale vice

***

NAJLEPSZA AKTORKA

„The Wife” to miałki film. Historie jak ta zdarzają się w filmach pewnie równie często, co w życiu, czyli zbyt często. Stąd jedna nominacja dla Glenn Close, ale za to ze statusem pewniaka. To jedna z tych ról, jakie Meryl Streep gra w weekendy, kiedy się gorzej czuje, ale wiemy, jak to działa. Znana i szanowana aktorka, lata kariery bez Oscara, nadarza się taka okazja, spoko, nie mówcie nic więcej. Szkoda, bo ciekawej wypadają transformacje Lady Gagi i Melissy McCarthy i niewymuszony styl Pani amatorki z „Romy”. Jeżeli ktoś jest w stanie zagrozić Glenn Close, to Olivia Colman. Yorgos Lantimos odszedł wreszcie od taktyki reżyserowania aktorów na wzór syntezatorów mowy i aktorki w jego filmie mogą grać na wszystkich tonach. Olivii Colman wyszła więc najbardziej wyrazista rola roku.

Wygra: Glenn Close

Mój głos: Olivia Colman

olivia colman the favourite

***

NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY

Kilka lat temu gala oscarowa zbiegła się w czasie antenowym z jednym z ostatnich odcinków „True Detective”. Nagrodę zdobył Matthew McConaughey. Teoretycznie za „Dallas Buyers Club”, ale miałem wrażenie, że jednak za rolę nihilistycznego detektywa z serialu HBO. Jutrzejsza gala zbiega się z finałem „True Detective”, w którym Mahershala Ali nie tworzy tak wybitnej kreacji jak Matthew, ale w porównaniu z „Green Bookiem” świetnie demonstruje swój aktorski range. Raczej nikt mu nie zabierze drugiego Oscara.

Wygra: Mahershala Ali

Mój głos: Mahershala Ali

 

***

NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA

Mamy tu dwie aktorki z „Faworyty” i trudno powiedzieć, aby jedna była lepsza od drugiej, sprawiedliwie będzie tylko nie nagradzać żadnej z nich. Mamy Amy Adams, której pogoń za Oscarem przypomina niektórym tę z udziałem Leo DiCaprio, a jej rola w „Vice” najlepiej spełnia założenia tej kategorii, bo jest drugoplanowa i pamiętna. Czy to wystarczy? Pewnie nie. Jeżeli Amy Adams chce być jak DiCaprio, musi poczekać na nagrodę jeszcze 9 lat.

Wygra: Regina King

Mój głos: Amy Adams

 

Pozostałe kategorie pokrótce.

NAJLEPSZY SCENARIUSZ ORYGINALNY

Wygra: Faworyta

Mój głos: Vice

NAJLEPSZY SCENARIUSZ ADAPTOWANY

Wygra: BlacKkKlansman

Mój głos: BlacKkKlansman

ZDJĘCIA

Wygra: Roma

Mój głos: Zimna wojna

PEŁNOMETRAŻOWY FILM ANIMOWANY

Wygra: Spider-Man

Mój głos: Spider-Man

 

NAJLEPSZE UBRANIA

Wygra: Faworyta

Mój głos: Czarna Pantera

 

NAJLEPSZA MUZYKA

Wygra: If Beale Street Could Talk

Mój głos: brak „Pierwszego człowieka”, jednego z najładniejszych i najbardziej zaskakujących filmów zeszłego roku, najbardziej doskwiera w tej kategorii. Nie wiem, może „Czarna Pantera”, ale za album Kendricka?

 

NAJLEPSZE EFEKTY SPECJALNE

Wygra: Pierwszy człowiek

Mój głos: Pierwszy człowiek

 

NAJLEPSZY MONTAŻ

Wygra: Bohemian Rhapsody

Mój głos: Vice

 

NAJLEPSZA SCENOGRAFIA

Wygra: Faworyta

Mój głos: Pierwszy człowiek

 

NAJLEPSZY DŹWIĘK

Wygra: Bohemian Rhapsody

Mój głos: Pierwszy człowiek

 

NAJLEPSZY DŹWIĘK ZNOWU

Wygra: Bohemian Rhapsody

Mój głos: Ciche miejsce

 

NAJLEPSZA CHARAKTERYZACJA

Wygra: Vice

Mój głos: Vice

Dodaj komentarz