Bakcyl dżumy
14-03-2020Wzrosło zapotrzebowanie społeczne na makaron, spirytus i Alberta Camusa. Nie będę udawać, „Dżumę” czytałem w liceum i niewiele pamiętam, poza ostatnim akapitem, na mocy którego nauczyciele wymusili na uczniach z całego świata miliardy okropnie napisanych rozprawek. Ale przy okazji kwarantanny i fali popularności koreańskiego przemysłu filmowego polecam obejrzeć „Pociąg do Busan„. Jest dostępny na Netflixie, chyba pod zniechęcającym tytułem „Zombie Express”.
Opowieść jest prosta jak droga z Seulu do tytułowego Busan i jak w typowej sensacji o zombie, ale dlatego, że podobnie jak „Dżuma” Camusa, film ma być parabolą. Używa fabuły jako pretekstu, a kartonowych postaci jako przykładów różnych postaw wobec zarazy. Tych samych, które teraz mamy okazję obserwować na żywca, w nieco mniej ekstremalnych okolicznościach.
Kiedy wybucha epidemia i martwi powstają, wszyscy bohaterowie są zamknięci w pędzącym ekspresie. Nie wiedzą do końca, co się dzieje, ale wiedzą, że dzieje się coś niedobrego. Najpierw rzuca się w oczy postawa starszego pana biznesmena. Jest poirytowany, że pociąg się zatrzymuje, spieszy się na bardzo ważne spotkanie biznesowe i z każdą minutą traci miliony. Jeżeli kiedykolwiek pracowaliście w supporcie albo obsłudze klienta, na pewno z nim rozmawialiście. Pan jest przedsiębiorcą i lubi dobre rady, na przykład „ucz się, dziewczynko, bo skończysz tak jak on”. To o bezdomnym, który jako pierwszy przepowiada katastrofę. Pan problemu najpierw nie rozumie, potem bagatelizuje, postrzega tylko z perspektywy własnej niedogodności, potem rzuca na pożarcie wszystkich dookoła, żeby samemu się ratować, wreszcie, jak można się domyślić, kończy trochę gorzej niż bezdomny.
W tym jaskrawym przykładzie to groteskowa postawa, przez którą tylko mocniej kibicujemy zarazie, ale w prawdziwym świecie bardzo powszechna. „Jak to się czyta, to trochę się włos jeży na głowie”. To jest sytuacja dramatyczna, trudna do przewidzenia. Konieczna może być pomoc od państwa… To nie jest komentarz do sytuacji pracowników oddziałów zakaźnych i nie dotyczy chorych, dla których zabraknie respiratorów i łóżek, tylko przedsiębiorców, których pracownicy przez kilka dni nie przyjdą do pracy, wypowiedź wiceprezeski BCC, jeszcze przed wprowadzeniem obostrzeń. Włącz telewizor, żeby posłuchać więcej, jak globalne rynki finansowe cierpią z powodu pandemii. Moje myśli są dzisiaj z dziesiątkami miliarderów, których koronawirus wykopał z klubu dziewięciu zer.
Drugą postawę prezentuje drużyna nastoletnich bejsbolistów. Śmieszkują prawie do samego końca. Mamy ich wszyscy wśród znajomych na Facebooku, jesteśmy jednymi z nich. Jesteśmy oswojeni z fatalnymi wiadomościami każdego dnia i ideą, że nagle możemy stracić wszystko, śmieszkowanie to wszystko, co pozostaje, jedyna broń bezsilnych.
Altruistyczną postawę doktora Rieux demonstruje w filmie kilka osób. Postać grana przez Dong-seok Ma, ale też maszynista, który mógłby odjechać bez pasażerów z zawrotną prędkością, ale zawsze troszczy się o innych. Bez patosu i żadnych it’s been an honour, ale dlatego, że to naturalny odruch. Czy ktoś prezentuje taką postawę w prawdziwym świecie? Oczywiście, wiele ludzi, których nie widujemy tak często jak Pana Biznesmena i śmieszków, albo ich przeoczamy, bo nie są zbyt donośni. Lekarki i lekarze, którym dyżur skończył się trzy dni temu, ale nadal pracują, bo nikt ich nie zastąpi. Kasjerki i kasjerzy, którzy nie poszli na siku od pięciu godzin, żeby przy kasie nie zrobiła się kolejka. Specjaliści pracujący nad szczepionką.
Od kilku dni progresywiści różnych krajów popychają postulat, żeby szczepionka na wirusa była dostępna za darmo, przyciągając tłumnie reakcjonistów. „Ci, którzy pracują teraz dzień i noc powinni oddać swój produkt za darmo?!”, oburzają się tępiciele komuny, dla których stalinizm to publiczne biblioteki. O, żeby to jeszcze tak działało, że na odkryciu naukowcy zarabiają miliony, jeszcze bardziej zmotywowani do kolejnych odkryć. Nope, snowflake, oni dostaną swoją zwykłą pensję z instytutu, a zarobi koncern farmaceutyczny i jego akcjonariusze. Oprócz rządowej rekompensaty za te dramatyczne dni, kiedy pracownicy wzięli wolne. Można być libertarianinem i turbokapitalistą, ale oddanie takiej dziedziny jak zdrowie niewidzialnej ręce rynku i prawom krańcowej użyteczności to rzecz braku sumienia lub głupoty, a nie poglądu i prowadzi do wykluwania kreatur jak Martin Shkreli. Człowiek odda wszystkie swoje pieniądze, żeby żyć, a łatwiej sprzedać lek stu osobom, które mają 100 tysięcy niż tysiącu, które mają stówkę.
Ostatnim archetypem jest główny bohater filmu. Zaczyna podobnie jak Martin Shkreli. Egoistyczny Hedge Gordon Head Gekko Fund Manager, który ledwo pamięta imię córki. Doświadcza na drodze zła i dobroci ludzkiej, przewartościowuje wszystko, przechodzi na stronę bezinteresowności i poświęcenia. Takie historie w prawdziwym świecie rzeczywiście nie występują.
Dodaj komentarz