Przeskoczyć ten okrutny determinizm
31-07-2020Wiedziałem, że zapomnisz kupić mleko! – Mówi zawiedziony mąż nad miską suchych płatków. Skoro wiedziałeś, to czemu mi nie przypomniałeś? – Pyta żona. Determinizm. To takie eteryczne, intelektualne pojęcie, a rządzi nami na codzień. Wiemy, że coś się stanie. Czy się nam to podoba? Nie. Czy coś z tym zrobimy? No nie. A dlaczego? Bo wiemy, że i tak się stanie. Mieliśmy w tym roku trzy seriale o determinizmie. Jeden traktuje go w kontekście fizycznym. Drugi behawioralnym. Trzeci metafizycznym, ale w sumie dosyć ludzkim.
„Devs” to dobre, twarde sci-fi. Opiera się na takim mniej więcej założeniu – jeżeli, znając wartości sił, punkty przyłożenia i masę obiektów układu fizycznego, możemy dokładnie przewidzieć, w jakim kierunku odbije się piłka rzucona o ścianę, to posiadając odpowiednią ilość danych na poziomie kwantowym, powinniśmy móc dokładnie przewidzieć wszystko, co wydarzy się we wszechświecie. Tytułowy korpowydział Devs, przy pomocy wielkiego komputera, zajmuje się taką symulacją całego wszechświata. Po co? Jak zawsze, przez kompleksy technologicznego geniusza miliardera. W trzecim sezonie „Westworld” też jest machina prorok, ale trochę mniej wysublimowana od wielkiego komputera z „Devs”. Przewiduje ludzkie zachowanie na podstawie wcześniejszych zachowań. To akurat żadne sci-fi. Takie maszyny istnieją i kto ustawiał kiedyś reklamy z celem konwersji na Facebooku albo czytał książkę „Ludzie przeciw technologii”, wie że mogą być przerażająco skuteczne albo przerażająco daremne.
„Dark” to spośród tych trzech seriali „koszula najbliższa ciału”. Determinizm w „Dark” jest mistyczny i prozaiczny zarazem. Bohaterowie używają podróży w czasie, żeby odkręcać różne krzywe akcje i okazuje się, że niechcący sami zostają ich prowodyrami. Wyłączywszy podróże w czasie z równania, komu nie przydarza się czasem coś podobnego? „Chciałem naprawić, zepsułem do reszty”. Fliegen Motten in das Licht, genau wie du und ich. To oczywiście bardzo frustrujące dla bohaterów, ale satysfakcjonujące dla widza, który ogląda wiązanie epickiego węzła nieskończonych fakapów i niemożliwych związków przyczynowo-skutkowych.
Fabuła „Dark” jest zbudowana na tak zwanych „bootstrap paradoksach”. Coś jest jednocześnie swoją przyczyną i skutkiem. Przybywa do teraźniejszości z przyszłości. Jest teraz, bo będzie kiedyś. Najbardziej wyrazistym przykładem jest książka o mechanice kwantowej podróży w czasie, którą bohaterowie przekazują sobie z rąk do rąk. Nikt jej nigdy nie wydedukował metodą naukową, nie napisał i nie wydał. Autor dostaje ją od podróżnika w czasie. „Boostrap paradox” to tylko teoretyczna koncepcja związana z pętlami czasoprzestrzennymi, timey-wimey itd., a jednak mamy przykłady z życia. Rok 1981, twórcy filmu „Mad Max 2: Wojownik Szos” ostrzegają nas przed dramatem przyszłości, w której niedobitki ludzkości walczą o ostatnie naturalne zasoby w uzbrojonych mobilach pancernych. Oglądając „Mad Maxa”, wyobrażamy sobie, że to trudne okoliczności środowiskowe były przyczyną tego brutalizmu w designie. Rok 2019, wielki wizjoner Elon Musk prezentuje pancerną Teslę. Dlaczego? Bo taka była w „Mad Maxie”, duh. Gotujemy sobie przyszłość, przed którą mądrzy ludzie nas ostrzegali tylko dlatego, że nas ostrzegali.
Nie zmienimy przyszłości. Jeżeli będziemy próbować, to wywołamy tylko backlash. Reakcję odwrotną. Zupełnie jak bohaterowie „Dark”. Łukasz Warzecha poleci samolotem do Berlina przez Australię, żeby zrobić na złość ekoterrorystom. Nie założy jeden z drugim maseczki na twarz, bo nie dadzą się dumni straszyć fejkową pandemią, przecież widać, że nie ma żadnego wirusa. Ba, pójdą zaraz na beach party z tysiącem ziomków, coby pokazać tym świrom od pandemii, gdzie ich mają! Im bardziej próbujemy zmienić przyszłość, tym bardziej ją robimy. Czy naprawdę tak to działa?
Nie mogę się oprzeć socjologicznej interpretacji tej opowieści. „Dark” jest metaforą odpowiedzialności międzypokoleniowej. Prawie wszystkie postacie są tu robione w konia i ogrywane przez starsze wersje samych siebie. Cierpią teraz, bo starsi „wiedzą lepiej”, „już to przeżyli”, mają jakąś wizję, choć koniec końców okazują się równie bezradni i zagubieni. Dlatego w melancholijny nastrój wprawia mnie ambiwalentne zakończenie serialu w swojej słodko-gorzkiej otoczce. Najmłodsze pokolenie bohaterów, tu mętny spoiler, musi zostać „wymazane”, żeby przywrócić porządek, a rozwiązaniu przygrywa piosenka, która jest dla Niemców apoteozą nostalgii za latami osiemdziesiątymi.
Czy zmienimy przyszłość? Nie wiem. Czy będziemy próbować? Chyba nie mamy wyjścia.
Dodaj komentarzLiebe wird aus Mut gemacht
Denk nicht lange nach
Wir fahren auf Feuerrädern
Richtung Zukunft durch die Nacht