Witajcie w Broadchurch, brytyjskim, nadmorskim miasteczku, położonym w pobliżu malowniczych klifów. Ludzie są tutaj sympatyczni i uśmiechnięci, a pogoda zawsze ładna. Generalnie – idealne miejsce na urlop. Niestety wspomniana sielanka zostaje przerwana, gdy pewnego dnia na plaży policja znajduje ciało jedenastoletniego chłopca, Danny’ego Latimera, mieszkańca Broadchurch. Kto dokonał takiej straszliwej zbrodni? I czy inne dzieci w mieście także są zagrożone?

Twórca serialu, Chris Chibnall, na pierwszy rzut oka serwuje nam znajome rozwiązania. Broadchurch jest zamieszkane przez archetypiczne postaci, a wyglądem przypomina jedno z tych miasteczek, które widzieliśmy w wielu, głównie amerykańskich, produkcjach. Serial jednak szybko ucieka od utartych schematów – na tyle daleko, że bohaterowie przestają być papierowi, ale jednocześnie nie zaczynają być przerysowani i sprawiać wrażenia obcych lub dziwacznych.

Każdy ma swoje zalety i wady, ale nikt nie jest zepsutym do szpiku kości, czarnym charakterem. Wszyscy są na swój sposób sympatyczni, dzięki czemu nie zrażają do siebie nawet, jeśli w trakcie śledztwa wychodzą na jaw ich mroczne sekrety. Kibicowanie bohaterom byłoby jednak niemożliwe, bez odpowiedniej obsady. A ta w Broadchurch jest po prostu wspaniała. Każdy aktor idealnie pasował do roli i na planie dał z siebie wszystko. Dzięki temu niezwykle łatwo jest zrozumieć problemy bohaterów, zżyć się z nimi, a z niektórymi – nawet identyfikować.

Broadchurch

Za sprawą świetnie zagranych i napisanych postaci, morderstwo Danny’ego Latimera przestaje nam być obojętne. Czujemy co przeżywają poszczególni bohaterowie, a jeśli zaliczacie się do bardziej wrażliwych widzów, prawdopodobnie nieraz zapłaczecie razem z nimi. Atmosferę dodatkowo podkręcają zdjęcia – wiele ujęć jest tak ładnie nakręconych, że chciałoby się je oprawić w ramkę, ale jednocześnie jest w nich coś mocno niepokojącego. Jak wspomniane klify, milczący świadkowie zbrodni, których majestat jest jednocześnie piękny i przytłaczający. Jednak pomimo tego, że serial jest dramatem w pełnym tego słowa znaczeniu, klimat produkcji nie jest dołujący. Chibnall w odpowiednich momentach serwuje żarty sytuacyjne, które są na tyle stonowane, że nie powodują u widza gromkiego śmiechu, ale pozwalają na chwilę oddechu.

Kolejnym, godnym pochwały elementem serialu jest samo śledztwo. Poszukiwanie zabójcy trwa cały sezon, a nie – jak w proceduralach – jeden odcinek. Co ważniejsze, Broadchurch to nie Sandomierz, gdzie ludzie są mordowani tak często, że nawet księża potrafią po jednym, krótkim spojrzeniu na zwłoki określić czas i przyczynę zgonu. W produkcji Chibnalla zbrodnia zszokowała policjantów tak samo, jak mieszkańców miasta. Przy czym stróże prawa nie są przedstawieni jako niekompetentni idioci, ale osoby, które przerasta sytuacja, w jakiej się znaleźli.

Broadchurch

Głównymi policjantami prowadzącymi śledztwo są Ellie Miller (w tej roli Olivia Colman, którą być może kojarzycie z Nocnego recepcjonisty) i Alec Hardy (Dziesiąty Doktor Who, czyli David Tennant). Ellie od wielu lat mieszka w Broadchurch, zna wszystkich w mieście (przyjaźni się z rodziną zamordowanego chłopca), jest wspaniałą żoną i matką. Do tego jest zawsze serdeczna i uśmiechnięta, ale jeśli przypadkiem się zdenerwuje – tupnie nogą oraz wykrzyczy kilka gniewnych słów, a potem grzecznie przeprosi osobę, na którą naskoczyła. Warto przy okazji wspomnieć, że Olivia Colman nie wygląda jak hollywoodzka piękność, dzięki czemu grana przez nią postać wypada jeszcze bardziej realistycznie – jak ktoś, kogo mógłby być naszą sąsiadką.

Alec Hardy to z kolei wyalienowany, gderliwy typ, który został „zesłany” do Broadchurch z powodu wcześniejszego, nierozwiązanego, prowadzonego przez niego śledztwa. Dusi go przebywanie w małym miasteczku i denerwują ludzie, z którymi musi pracować. Miller i Hardy są więc totalnymi przeciwieństwami. Ona nigdy wcześniej nie prowadziła dochodzenia dotyczącego morderstwa, podchodzi do sprawy bardzo emocjonalnie i nawet nie chce brać pod uwagę tego, że zabójcą mógłby być któryś z mieszkańców Broadchurch. On jest jedynym policjantem w mieście, który ma doświadczenie w sprawach zabójstw, analizuje dowody na chłodno i podejrzewa wszystkich, bo jak twierdzi, każdy jest zdolny do popełnienia morderstwa. Jak to często bywa, Miller i Hardy początkowo serdecznie się nienawidzą, z czasem jednak rodzi się między nimi pewna nić porozumienia.

W kryminałach chodzi o to, by zagadka morderstwa została rozwiązana. Tak jest także w przypadku Broadchurch. A dzięki temu, że odcinek po odcinku poznawaliśmy mieszkańców miasta, kiedy w finale odkrywamy tożsamość zabójcy, jesteśmy równie mocno zszokowani, co bohaterowie serialu. Policjanci odnoszą pyrrusowe zwycięstwo, bo okazuje się, że byłoby lepiej, gdyby prawda nie została odkryta. A my, widzowie, czujemy mocny dyskomfort, bo współczujemy mordercy, zamiast całkowicie go potępiać. Nie pamiętam, by finał jakiegokolwiek innego serialu tak bardzo mnie poruszył.

Broadchurch

Warto odnotować, że Broadchurch jest świetnym przykładem pokazującym, jak złożonym dziełem jest serial, i że niewielkie zmiany wystarczą, by całą tą misterną konstrukcję popsuć. Po sukcesie pierwszego sezonu Broadchurch, amerykanie zapragnęli mieć własną wersję serialu (wiecie, dla nich ludzie z brytyjskim akcentem brzmią, jakby mówili w innym, niezrozumiałym języku). Kupili nie tylko scenariusz, ale także poprosili Chrisa Chibnalla, by na potrzeby nowej wersji dokonał kilku zmian w scenariuszu (serial miał być nie tylko bardziej amerykański, ale też posiadał więcej odcinków). Za kamerą stanęło kilku reżyserów Broadchurch, a przed kamerą David Tennant (który dla niepoznaki grał bohatera o innym nazwisku i mówił bez naturalnego dla aktora, szkockiego akcentu). I tak powstało Gracepoint. Choć w obsadzie pojawiło się wiele znanych nazwisk, aktorzy (łącznie z Tennantem) wypadli nienaturalnie. Serial był pozbawiony atmosfery oryginału i nie udało mu się wywołać w widzu takich emocji, jak robiło to Broadchurch. Amerykańska produkcja okazała się tak kiepska, że nie zdecydowano się na nakręcenie drugiego sezonu. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, taki sezon powstał!

Broadchurch

Pierwszy sezon Broadchurch stanowił zamkniętą historię, kończącą się elegancko, czyli bez cliffhangera. Jednakże po napisach końcowych finałowego odcinka pojawiła się informacja, że serial powróci. Wielu zachodziło w głowę, o czym mógłby opowiadać drugi sezon i czy kontynuowanie świetnie zakończonej historii będzie miało jakiś sens. Chris Chibnall miał jednak prosty i zarazem genialny pomysł: fabuła większości kryminałów kończy się w chwili, w której morderca zostaje zidentyfikowany i złapany, prawie nikt nie zawraca sobie natomiast głowy opowiadaniem o późniejszym procesie sądowym osoby oskarżonej o morderstwo. I właśnie na tym skupia się akcja drugiego sezonu Broadchurch.

Chibnall znów świetnie portretuje bohaterów serialu: zarówno tych, których znamy z poprzedniej serii, jak i nowe postaci. Na ekranie ponownie pojawiają się przejmujące emocje, a zwroty akcji zmieniają bieg wydarzeń o sto osiemdziesiąt stopni. Niestety pierwszy sezon Broadchurch postawił poprzeczkę tak wysoko, że drugiej serii nie udało się jej przeskoczyć. Nie wyszedł przede wszystkim proces mordercy. Został on przedstawiony w tak nieprawdopodobny i absurdalny sposób, że Brytyjczycy byli wręcz oburzeni tym, jak nieprawidłowo pokazano system angielskiego sądownictwa.

Broadchurch

Na szczęście poza rozprawą sądową, w Broadchurch pojawia się także nowe śledztwo i ten element serialu wyszedł Chibnallowi równie dobrze, jak w pierwszej serii. To znaczy, sprawa nie jest tak do końca nowa – chodzi o wspomniane w pierwszym sezonie nierozwiązane śledztwo, z powodu którego Hardy wylądował w Broadchurch. Teraz w poszukiwaniu dowodów zbrodni Hardy’emu pomaga Miller i oglądanie tej pary, zupełnie różnych od siebie postaci, jest jednym z ciekawszych elementów serialu. W tym przypadku tradycji znów staje się zadość – koniec końców zagadka morderstwa zostaje rozwiązana, jednak poznanie prawdy wcale nie przynosi bohaterom radości. I ponownie, po napisach finałowego odcinka pojawia się informacja, że to nie wszystko, że Broadchurch jeszcze wróci.

Broadchurch

Kiedy ten powrót ma nastąpić? Dokładnie dzisiaj! Wieczorem, w Wielkiej Brytanii będzie miała miejsce premiera trzeciego sezonu, który jednocześnie ma być ostatnią częścią całej historii. Czego możemy się spodziewać? Na pewno kolejnej dawki przejmujących emocji, masy świetnie napisanych postaci i zakończenia obok którego nie będzie można przejść obojętnie. Jeśli więc jeszcze nie poznaliście Broadchurch, koniecznie nadróbcie zaległości (pierwsze dwa sezony są dostępne na Netflix).

PS. Miasteczko Broadchurch nie istnieje naprawdę. Gdybyście jednak chcieli na własne oczy zobaczyć klify, które zagrały w serialu, znajdują się one w West Bay, w hrabstwie Dorset.

Źródło zdjęć ilustrujących wpis: BBC America.

2 komentarze