Głos Billie Eilish poznałem wcześniej niż jej imię. Skończyła się zadana playlista. Spotify, jak styrany didżej, począł desperacko szukać w zasobach podobnych utworów. Miękka elektronika, smak dnia. To była piosenka inspirowana fragmentem, wydawało mi się, irrelewantnego dialogu z filmu „Roma”, When I Was Older. Ale w sztuce wszystko jest relewantne, trzeba się przyjrzeć, żeby dojrzeć poezję w bełkocie. Regenerujące doznanie. Jak u nauczyciela, którego, po ocenie setki poprawnych wypracowań, wyrywa z letargu pierwsze oryginalne. Jakby umieć spojrzeć na świat cudzymi oczyma, wypatrzeć nowe kolory i dostrzec znaczenia. Tak poznałem głos Billie Eilish. Nie wiedziałem jeszcze, że to głos całego pokolenia. Od pół roku słucham go codziennie.

billie eilish

Ostatni raz tak uparcie słuchałem jednej artystki, kiedy odkryłem Lanę Del Rey, tylko że u niej są głównie destylaty z nostalgii i styl. Tutaj nie słyszę stylu, ale samą treść. Zaczepny, niezuchwały taniec słów i sensów. Z kwietniowej płyty When We All Fall Asleep Where Do We Go najbardziej lubię chyba piosenkę All The Good Girls Go To Hell. Bo jest najfajniejszą ripostą dla przekwitłych wieszczy i zardzewiałych autorytetów z Twittera. Rugających młodzież, która woli Netflixa od demonstracji w obronie Konstytucji, kpiących tymczasem z młodzieżowych protestów klimatycznych albo parad równości.

Man is such a fool
Why are we saving him?
Poisoning themselves now
Begging for our help, wow

Billie Eilish ma 18 lat i jest głosem swojego pokolenia. Nie tylko dlatego, że jej kawałki są skonstruowane jak pod 15-sekundowe etiudy z Tik-Toka. Definiowanie pokoleń przysparza oczywiście problemów, bo to żadna ścisła nauka. Taki Tomasz Lis, na przykład, widzi pewnie kogokolwiek na elektrycznej hulajnodze i myśli, o millenialsi jadą! Dla Krystyny Pawłowicz, na przykład, Tomasz Lis, ja i Billie Eilish jesteśmy wszyscy pokoleniem MTV. Konflikty pokoleniowe niesamowicie mnie interesują, bo to one popychają kulturę do przodu. Najgłośniej wybrzmiewa dzisiaj oczywiście konflikt boomersów z millenialsami, którego esencją są debaty Alexandrii Ocasio-Cortez z różnymi klonami senatora Palpatine’a w amerykańskim Kongresie. Naturalnie, jest to sporawe skurwysyństwo, kiedy ktoś, kto w wieku 25 lat mógł kupić własny dom, poucza kogoś, kogo przy tym samym nakładzie pracy w wieku 25 lat ledwo stać na nowe buty. Rozkminy o tym, czy piosenki Billie Eilish to kapitulancki kicz czy natchniony pop pozwolę sobie natomiast przenieść dalej, bo na pole pierwszego kulturowego konfliktu pokoleń Y i Z, czyli współczesnych trzydziestolatków i nastolatków.

Billie_Eilish_9-16-2__Credit_JACK_MCKAIN_

Millenials, trzydziestolatek, dwudziestoparolatka, jest idealistą i hedonistą. Śmie mieć roszczenia; patrz „roszczeniowa młodzież”. Osobnik z Gen Z, nastolatka, dwudziestolatek, jest pełen angstu, a zarazem, w jakiejś nihilistycznej mądrości, pojednany ze swoim z brakiem wpływu. Można odnieść takie wrażenie, patrząc tak po dzieciakach, jak po ostatnich serialach o nich. Bohaterowie netfliksowych „13 Reasons Why” i „The Society”, nie wspominając o nowej „Euforii” z HBO, nie wierzą w żadną mobilność społeczną, czują się przypisani na zawsze do swoich ról, szukają najwyżej ucieczki w nicość, chwilową przyjemność. Wygląda na to, że tam gdzie igreki wybrały bunt albo deluzję, zety postawiły na zgorzknienie, pouczani przez starszych, że lepiej już było.

Ten gloom and doom bez wyrzutów i oczekiwań, bez naiwności i pociechy, to cała twórczość Billie Eilish. „Depresją na sprzedaż” nazywa ją krytyka. Millenials jest przylutowany do swojego telefonu i dobrowolnie inwigilowany, ale wciąż trzyma się wpojonej przez mamę zasady, że przed kamerą wypada się ładnie ubrać, uczesać i uśmiechnąć, bo ludzie patrzą. Zastaw się, postaw się, ale z większą intensywnością. Stąd pandemia spłukanych influencerek żebrzących o wielką dolewkę Aperitz Spiritz w zamian za „współpracę”. Dla zeta sam koncept „lansu w internecie” może być równie pierduśny jak psikanie się Panią Walewską przed wyjściem do kościółka. Co fajnie pokazuje dobroduszny, w porównaniu z wcześniej napomkniętymi serialami, film „Ósma klasa”, dla zeta media są czymś tak naturalnym jak powietrze między dwojgiem rozmówców. Częścią normalnego funkcjonowania, nie środkiem do osiągnięcia jakiegoś celu, jak pieniądze na imprezy albo rozpoznawalność na ulicy. Dlatego Billie zobaczycie najczęściej w czymś przypominającym workowate piżamy, nieraz z worami pod oczami. Bo co z tego, że ludzie patrzą, a kiedy nie patrzą, whatever, daj mi spokój.

billieeilish

Czymś zgoła innym jest u Billie sama depresja. Nie ma wymiaru personalnego, jak chowana po gabinetach psychiatrycznych i we własnych rękawach depresja poprzednich pokoleń, tylko socjologiczny. Z to pierwsze pokolenie tak świadome wszystkiego, co dzieje się w świecie, a zarazem wytłumione na to. O problemach i niepokojach łatwiej opowiadać na streamie niż specjaliście, ale skoro wszyscy opowiadają, to znaczy, że nikt nie słucha.

Konflikt pokoleń przejawia się buntem. Tu mamy coś jak bunt wobec buntu. Przez dziesięciolecia historia muzyki wiązała się z historią narkotyków. Dla pokolenia obecnych władców świata formą sprzeciwu i wyrazem wolności było jaranie blantów w garażu, teraz debiutancką płytę artystki nr 1 na liście hitów otwiera tekst I don’t need no xanny to feel better. Dragi, już nie zakazany owoc, ale produkt, którym nas zalaliście, przesyciliście. Jeśli nie zagłuszamy problemów nimi, to innymi głupotami, a po opadnięciu czaru zostaje apatia.

Według recenzentów Billie „glamoryzuje depresję” albo w dobie cyfrowej alienacji „wzdycha za rzeczywistością”. Ale zamiast słuchać recenzentów muzycznych wciągających kurz ze swoich winyli jak kokainę, oddam głos autorce artykułu z licealnej gazetki, czyli prawdziwej adresatce tej muzyki.

Being an avid listener of Billie Eilish, I definitely agree that her songs tend to have gloomier attributes. But at the same time, I don’t think her music is the reason for my generation’s rise in depression and anxiety. Instead, I believe that her music is an emotional outlet for us, as it is a reflection of our despondent views towards the future. 

(…)

Previous generations didn’t have the capacity to be so aware of the world around them like we do now, and frankly, that might be detrimental.

No child should have to worry about the things we have become so conscious of. Children should not be worrying, what if my school is next? when it comes to school shootings. Girls should not have to be wary of the clothes they wear or the men that pass them in the street. Terrifying incidents are being amplified to no extent with each passing day, but unlike older generations, there is no shroud of ambiguity to protect us anymore. We see hate crimes, mass shootings, climate change, and sexual assault unfolding right in front of our eyes with the few clicks on our smartphones. The veil has been lifted. 

When you feel completely lost and defeated, you can find comfort in relatability. It is encouraging to know there are other people who seem to be experiencing the same things as you are. Billie is the prime age of Gen Z’ers; by listening to her, I definitely find solace, and I’m sure other people too.

Gdzieś widziałem niedawno celną metaforę. Pokolenie Boomersów zrobiło to samo, co ktoś, kto zostawia ostatni skrawek srajtaśmy i udaje, że to nie jego kolej, żeby wymienić rolkę, tylko że z całym społeczeństwem. Zapomnianemu pokoleniu zetów zostanie tylko sraczyk do czyszczenia. Jedyne co mają to siebie nawzajem. I głos Billie Eilish.

Dodaj komentarz