W Ameryce stacja AMC właśnie emituje drugi sezon Kaznodziei (Preacher). Tymczasem w Polsce pojawiła się reedycja komiksowego pierwowzoru, na którym bazuje serial. Zapomnijmy więc na moment o telewizyjnej produkcji i przyjrzyjmy papierowemu Kaznodziei, który zalicza się do grona dzieł, jakie każdy miłośnik popkultury powinien przeczytać – bez względu na to, czy jest fanem komiksów, czy też nie.

Kaznodzieja

Na początku wypadałoby wyjaśnić, o czym opowiada Kaznodzieja. Jest to jednak dość kłopotliwe, bo „na papierze”, po wyrwaniu z komiksowej otoczki, absurdalnie i wręcz głupio brzmi opis: „główny bohater razem ze swoją byłą dziewczyną i wampirem z Irlandii przemierzają Amerykę w poszukiwaniu Boga… aha, jeszcze jedno: kaznodzieja nosi w sobie niebiański byt, Genesis, dzięki któremu może rozkazać innym ludziom zrobić absolutnie wszystko, nawet policzyć wszystkie ziarenka piasku na plaży”.

Jakby tego było mało, fabuła komiksu najeżona jest niespodziewanymi (choć uzasadnionymi) zwrotami akcji, wątkami pobocznymi i retrospekcjami oraz masą drugo i trzecioplanowych postaci, przez co niemożliwe jest streszczenie jej ot tak, w kilku zdaniach. Odłóżmy więc na bok tę trudną sprawę, jaką jest wyjaśnienie o co chodzi w Kaznodziei i przejdźmy do kolejnego obowiązkowego elementu opisującego każde dzieło, czyli czasu i miejsca akcji.

Kaznodzieja

Główny bohater komiksu, Jesse Custer, w jednej ze scen wyznaje, że – ponieważ wychował się na odciętej od świata farmie – Amerykę zna głównie z telewizji. I takie są właśnie, pokazane w Kaznodziei, Stany Zjednoczone – bardzo filmowe. Bohaterowie goszczą zarówno w wielkich metropoliach, jak i zapomnianych przez świat miasteczkach, i wszystkie te miejsca wyglądają dokładnie tak, jak ktoś, kto również zna Amerykę jedynie z popkultury – powinien je sobie wyobrażać. Równie filmowe są postacie, które w tym świecie żyją. Często są to archetypy, ale właśnie takie filmowe: weteran wojny w Wietnamie, podrzędny gangster, policjant-twardziel, osiłek lubiący wszczynać bójki w barze – z hollywoodzkich produkcji wiemy, jak każda z tych postaci powinna się zachowywać i wyglądać. Ale w Kaznodziei te stereotypy są jedynie punktem wyjścia, fasadą, za którą kryją się osoby zaskakujące, nietuzinkowe i często zapadające w pamięć.

Akcja rozgrywa się głównie w latach 90-tych i jest pełna elementów charakterystycznych dla tamtych czasów: kolorowych strojów, śmiesznych fryzur, kanciastych samochodów oraz ludzi z różnych subkultur. Jest to warte odnotowania o tyle, że Kaznodzieja powstawał właśnie w latach 90-tych i jego twórcy sportretowali w komiksie Amerykę w taki sposób, że dziś ich wizja, choć stała się retro, wciąż zachwyca i w żaden sposób nie wydaje się śmieszna (co często zdarza się w przypadku innych filmów i seriali z tamtych czasów).

Jakby tego było mało, w komiksie pojawiają się supernaturalne istoty, które doskonale do świata Kaznodziei pasują. Wampiry, anioły, czy kowboje – ani przez moment nie poddaje się w wątpliwość ich istnienia. Wszystkie te elementy razem wzięte, tworzą wspaniały i niepowtarzalny klimat. Taka Ameryka, której nigdy nie było, ale jednocześnie – którą chyba wszyscy dobrze znamy.

Kaznodzieja

W odróżnieniu od sielankowych filmów przygodowych z lat 90-tych, Kaznodzieja jest dziełem bardzo brutalnym. Przedstawiona w nim przemoc wygląda jednak tak, jak w filmach Quentina Tarantino – jest wyolbrzymiona do tego stopnia, że śmieszy, zamiast przerażać. Kości zdają się być zrobione z zapałek – tak łatwo je złamać, a wystrzelony z pistoletu pocisk nie robi w ciele dziury, tylko odrywa rękę albo nogę. Co ciekawe – choć główni bohaterowie są nieco bardziej odporni na urazy od swoich przeciwników, kiedy już obrywają – twórcy Kaznodziei nie mają dla nich taryfy ulgowej.

Poza przemocą komiks nie stroni od przekleństw i pokazywania roznegliżowanych kobiet. Przy czym i jedno i drugie, pojawia się tylko wtedy, gdy wymaga tego sytuacja – nikt nie używa przerywników w co drugim słowie, a golizna nie pojawiają się tak często, jak na przykład w Grze o Tron. Dodatkowo bohaterowie piją i palą na potęgę. I jakby tego wszystkiego było mało – Kaznodzieja jest komiksem bardzo kontrowersyjnym, mocno obrażającym (głównie chrześcijańskie) uczucia religijne.

Kaznodzieja

Skoro czas i miejsce akcji mamy już za sobą, przejdźmy do kolejnego obowiązkowego punktu, czyli postaci. Mamy więc tytułowego kaznodzieję, Jessego Custera, którego chłopięcy urok sprawia, że nie sposób go nie polubić i łatwo wybaczyć mu błędy. Custer jest człowiekiem niezwykle honorowym i twardo trzymającym się swoich zasad. Taki przyjaciel to skarb, bo poruszy niebo i ziemię by nam pomóc, natomiast bycie jego wrogiem byłoby chyba najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się nam przydarzyć.

Najlepszym kumplem Custera jest stuletni wampir Cassidy. To typ nierozważnego, ale mega sympatycznego imprezowicza, który zamiast krwi woli pić whisky (nawet jeśli nie chcecie czytać Kaznodziei, zerknijcie do pierwszej historii w tomie Krew i whiskey – gwarantuję, że ubawicie się po pachy).

No i jest jeszcze była dziewczyna Custera – Tulip. Gdyby ktoś zapytał mnie, jak powinna zachowywać się niezależna kobieta, prawdziwa twardzielka w takim filmowo-serialowo-książkowym wydaniu – odparłabym, że tak, jak ona. Tulip z jednej strony nie jest ładnym dodatkiem do głównego bohatera, damą, którą należy co chwilę ratować z opresji, z drugiej nie jest też babochłopem-robocopem, postacią, którą od męskich bohaterów różni jedynie płeć. Kiedy trzeba Tulip nie daje sobie w kaszę dmuchać i z bronią w ręku jest bardziej niebezpieczna, niż Custer i Cassidy razem wzięci. Kilka razy zdarza się nawet, że to ona ratuje panów z opresji. Jednocześnie posiada ona wszystkie te cechy, które powinna mieć kobieta – łącznie z tym, że potrafi okazać słabość i płakać, a kiedy trzeba – strzelić babskiego focha.

Kaznodzieja

Relacje między bohaterami zostały w mistrzowski sposób pokazane – widać między nimi przyjaźń i chemię, a prowadzone przez nich wymiany zdań, znów przywodzą na myśl twórczość Tarantino: dialog może traktować o nieistotnych głupotach, a my i tak będziemy śledzić go z wielkim zaciekawieniem. Co równie ważne: Custer, Tulip i Cassidy nie są rycerzami w lśniących zbrojach – mają swoje wady, a z ich postępowaniem czasem ciężko się zgodzić. Pomimo tego, w tym dość mocno pokręconym, komiksowym świecie, główni bohaterowie zdają się być nie tylko najbardziej pozytywni, ale też najnormalniejsi ze wszystkich. Twórcy Kaznodziei często stosują bowiem zasadę: im gorszy, tym bardziej odrażający – z wyglądu i/lub zachowania (choć pojawiają się wyjątki od tej reguły).

Z wymyśloną przez Gartha Ennisa fabułą Kaznodziei świetnie współgrają ilustracje Steva Dillona. Tak, jak fabuła komiksu – łączą w sobie realizm z surrealizmem, a na każdy kolejny kadr po prostu miło jest popatrzeć. O tym, jak dobrze rysunki Dillona współgrają z napisaną przez Ennisa historią najlepiej świadczy to, że kilka przedstawiających poboczne wątki zeszytów Kaznodziei posiadało innych rysowników i prezentują się one przez to znacznie gorzej od reszty.

Kaznodzieja słusznie jest nazywany arcydziełem, jednym z najciekawszych komiksów, jakie powstały. Wspaniali bohaterowie i nietuzinkowa fabuła sprawiają, że historia wciąga od pierwszej strony, robi wrażenie, budzi emocje i pozostaje z nami na długo po przeczytaniu. Choć od publikacji ostatniego tomu minęło 17 lat – Kaznodzieja ciągle zachwyca i przy okazji szokuje. Zwłaszcza to ostatnie teraz, w czasach kiedy w telewizji puszczają tak „straszne rzeczy” jak The Walking Dead lub Gra o Tron jest nie lada wyczynem.

Kaznodzieja

A co z serialem? Przede wszystkim nie jest on wierną ekranizacją, tylko luźną adaptacją dzieła Ennisa i Dillona. Osoby, które nie znają oryginału, są nim zazwyczaj zachwycone. Jednak ci, którzy przeczytali komiks, często są produkcją AMC rozczarowani, ponieważ ta nawet w połowie nie wykorzystuje potencjału, jaki ma w sobie fabuła papierowego Kaznodziei. Innymi słowy: jeśli widzieliście serial, to bez względu na to, czy was zaciekawił, czy też nie – zajrzyjcie do komiksu, będziecie zachwyceni. Jeśli nie oglądaliście produkcji AMC, nie traćcie na nią czasu – przeczytajcie komiks. A jeśli znacie komiks i zastanawiacie się, czy obejrzeć serial – nie chcę was straszyć, ale ostrzegam, że to co zobaczycie może was mocno rozczarować. Lepiej jeszcze raz zerknijcie do komiksu!

Kaznodzieja

Dodaj komentarz