5 prawdziwych historii jak z „Black Mirror”
05-01-2018Kiedy zaczynał się „Black Mirror”, istnieli jeszcze jacyś cyber-optymiści przekonujący, że nowe technologie zbawią świat. Swobodny przepływ informacji w mediach społecznościowych obali dyktatury, a drukarki 3D wydrukują żywność dla Afryki. Miliard botów na Twitterze, fake newsów i internetowych linczów później prawie każdy ma już za sobą swój osobisty „Black Mirror Moment”, chwilę napięcia i niepokoju wywołaną przez technologię, która miała uczynić życie lepszym.
Najbardziej nieużywaną aplikacją w moim telefonie jest Periscope. Zabawka generalnie nudna jak patrzenie w okno, ale potencjalnie przerażająca. Stukasz jakiś punkt na mapie świata i nie masz pojęcia co zobaczysz. Może prężnego penisa, może kawałek ulicy, a najpewniej jakąś znużoną facjatę. Ale zawsze jest szansa, że dojrzysz albo dosłyszysz na żywo coś, co nie powinno się dziać. Kradzież, gwałt, tortury, morderstwo, takie tam. Ostatni raz używałem peryskopa półtora roku temu. Oglądałem czyjąś relację z nocnego puczu w Turcji. Mogłem być w centrum wydarzeń i wchłonąć wszystko bez medialnej obróbki. Facet prowadzący transmisję napiera w tłumie na barierkę na moście, po drugiej stronie czołgi i uzbrojeni po zęby żołnierze. Protestujący krzyczą, wojsko krzyczy i wygraża, sytuacja się gotuje. Ja siedzę na kanapie, słyszę w głowie tę złowieszczą muzyczkę z czołówki „Black Mirror” i już wyobrażam sobie najgorszy przebieg zdarzeń. Koleś dostanie strzał w głowę, telefon upadnie obok jego twarzy, razem z setką innych obserwatorów będziemy wpatrywać się w jego gasnące oczy i zastanawiać się, co robić. Stuknąć serduszko, dzwonić po tureckie pogotowie, czy wyjść z apki i zrobić sobie kanapki? Tymczasem na moście padają faktycznie strzały, Turek zaczyna uciekać, ale nie przerywa transmisji. Wyobraźnia każe mi wyjść z peryskopa i słyszę już w głowie puentujące złowieszczą melodię pęknięcie ekranu z czołówki „Black Mirror”.
Jedne epizody serialu to science fiction kontemplujące aktualne tematy, a inne są po prostu oparte na faktach. Poniżej pięć historii, które niepokojąco przypominają fabuły wybranych odcinków albo mogłyby zainspirować cały nowy sezon.
1. MISTAH_X patrzy
Do niedawna zaklejona plastrem kamerka internetowa wydawała się równoznaczna z aluminiową czapeczką na głowie. Kiedy mój wykładowca Bezpieczeństwa Narodowego doradzał wszystkim zakrywanie obiektywu w laptopie, po sali przeszedł śmiech. Paranoja. To było jeszcze przed Snowdenem i słynnym zdjęciem zaczopowanego webcamu Marka Zuckerberga. Teraz już wiemy, że nie musimy nawet trafić na listę NSA, żeby ktoś nas podglądał. Wystarczy nieostrożnie otwarty załącznik. Haker Luis Mijangos o ksywie „Mistah X” na kilka lat przed premierą odcinka „Shut Up And Dance” zdobył dostęp do kamer kilkuset kobiet i zmusił część z nich do spełnienia swoich zachcianek, szantażując publikacją nagrań z ich pokojów. Od tego czasu zaliczyliśmy kilkadziesiąt fappeningów oraz innych spektakularnych wycieków danych i praktycznie pogodziliśmy się z utratą prywatności.
2. Robot ochroniarz KNIGHTSCOPE K5
Sympatyczny jak WALL-E albo co najmniej R2D2 robot o imieniu K5 pracował jako ochroniarz budynku SPCA (Society for the Prevention of Cruelty to Animals) w San Francisco. Jego zadaniem było przepędzanie bezdomnych koczujących na chodnikach i parkingach otaczających siedzibę organizacji. Już w pierwszym tygodniu pracy droid wrócił po nocce do bazy spętany brezentem, oślepiony i ogłuszony przez sos barbecue na czujnikach. Kiedy miasto zagroziło operatorowi obciążeniami pieniężnymi za wprowadzanie nieautoryzowanego robocopa na ulice, K5 został zwolniony i mógł dołączyć do swoich niedawnych wrogów z koczowiska dla włóczęgów. Odliczanie do Dnia Sądu i nadejścia terminatorów trwa.
3. Dadbot
W odcinku „Be Right Back” młoda wdowa zamawia na otarcie łez duplikat swojego przedwcześnie zmarłego męża, stworzony na bazie jego pozostałości w mediach społecznościowych. Jak się okazuje, to wcale nie wybujała fantazja. Pewna dziewczyna w Rosji zrobiła to samo z zaplątaną w sieć cyfrową cząstką duszy swojego przyjaciela. Jeszcze bardziej przejmująca jest historia Jamesa Vlahosa, który zaczął tworzyć wirtualną kopię swojego ojca jeszcze za jego życia, kiedy tylko padła diagnoza raka. Na początku miało to być po prostu audialne archiwum wspomnień, ale syn zdecydował się wykorzystać zebrany materiał, swoje doświadczenie z chatbotami oraz pozostałe ojcu dni, żeby zbudować sztuczną inteligencję na podobieństwo Siri lub Alexy, ale przemawiającą głosem taty.
4. Citizen Score
A pamiętacie ten odcinek, w którym całe społeczeństwo opiera się na aplikacji do wzajemnego oceniania wszystkich interakcji społecznych? Taka satyra na Instagrama i Yelpa, ale sam system nieprawdopodobny, racja? Chiński rząd planuje go wprowadzić w 2020 roku. Rozwijany właśnie Social Credit System ma służyć wiarygodnej i holistycznej ocenie wiarygodności wszystkich chińskich obywateli. Póki co udział w projekcie jest dobrowolny, za dwa lata ma być obowiązkowy. Totalitarny monitoring i kapitalistyczny przymus autopromocji w jednym.
5. Jak Tay została nazistką
Tę historię pewnie już słyszeliście. Microsoft testowo usadził swoją sztuczną inteligencję o imieniu Tay na Twitterze, ulubionym miejscu gniewnych trumpersów. Niewinna i sympatyczna botka miała rozwijać swoją sieć neuronową poprzez bezpośrednie interakcje z internautami. Podobnie jak poczciwy, kiedyś żwawy, teraz coraz bardziej zdemenciały i bredzący Cleverbot. Wystarczył jeden dzień takich rozmów, żeby Tay zaczęła przekonywać, że Hitler miał rację, wszystkie feministki powinny spłonąć na stosach, a kazirodztwo jest super. Korporacja była zmuszona przerwać swój eksperyment i przeprosić. To esencja „Black Mirror”. Naiwna wiara w siłę technologii przynosi odwrotny skutek, dokładnie tak jak wiara w dobre intencje ludzi.
W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy rzeczywistość wielokrotnie otarła się o fabułę „Czarnego Lustra”. Były premier Wielkiej Brytanii David Cameron ustąpił z urzędu niecały rok po wybuchu niejakiej Piggate, a prezydentem Stanów Zjednoczonych została gwiazda telewizyjna podobna do Waldo z „Waldo Moment”. W Nowym Jorku w więzieniu siedzi dziewczyna, która na żywo relacjonowała gwałt swojej koleżanki na Peryskopie, schwytany został „Facebook Killer”, a dyrektorzy YouTube przeżyli odpływ reklamodawców z powodu obscenicznych filmików dla dzieci generowanych w komputerowych symulacjach. Jak Wojciech Orliński pisał w „Książkach” kilka miesięcy temu: lepiej, żeby przyszłe pokolenia nigdy nie znalazły kopii tego serialu. Bo nie będzie można się przed nimi tłumaczyć, że nikt nas nie ostrzegał.
1 Comment