„Discos and Dragons”, ostatni odcinek niefortunnie zaszlachtowanego przez stację, cudownego serialu „Freaks and Geeks” (po polsku „Luzaki i Kujony”). Czas akcji: początek lat osiemdziesiątych. Tytułowe luzaki w luzackich kurtkach o zapachu skóry i z sitowiem lub szałasem na głowach, fani Led Zeppelin, Pink Floyd i The Who, wpadają na dyskotekę jak grupa desantowa tylko po to, żeby zawstydzić tańcujących pod kulą okrzykiem „Disco ssie!”.

Ulubione zespoły Luzaków przetrwały eony czasu, a disco zdechło jak budki telefoniczne i dinozaury. 35 lat później (po czasie akcji) te zramolałe dyskotekowe melodie kuszą zespoły, których Luzaki pewnie słuchałyby, gdyby urodziły się te 30 lat później. Ostatnio Kasabian i Arcade Fire, który singlem „Everything Now” zapowiada nowy album (premiera w lipcu).

Nic tak dziś nie mówi indie rock, jak riffy z „Dancing Queen” i koleś grający na flecie. A disco powraca, bo każdy obciach w końcu powraca jako coś cool. Tylko opakowany w folię post-ironii, tudzież nostalgii.  Socrealistyczne bohomazy propagandowe jako fajne plakaty na ścianę, meblościanki z wczesnego Gierka jako element wystroju hipsta knajpek na Powiślu i „Chałupy welcome to” sączące się z głośnika, wyciskające teraz łezkę z oka. Naiwne kreskówki i komiksy lat czterdziestych i pięćdziesiątych jako epickie przygody, ale przyswajalne tylko z autoironicznym humorem. Można się upierać, że to „przymrużenie oka” albo „tęsknota do prostszych czasów”, ale tak naprawdę to ciągoty do szczerych, nieskrępowanych cynizmem emocji.

Disco, podobnie jak jazz, soul, blues i większość kamieni węgielnych tak zwanych kultur narodowych, powstało sumptem migrantów i mniejszości. Żeby stawiać kładki tam gdzie przerwa rozdziera społeczeństwo. Ciekawie więc brzmią te dzwięki w postapokaliptycznym teledysku Arcade Fire, wygrywane przez członków zespołu w szarych jak cement uniformach przypominających nowy dresscode pracowników McDonalda albo inną smutną antyutopię. Nawet w tym ironicznym kontekście, w towarzystwie autorefleksyjnych zwrotek o konsumpcji, zapotrzebowaniu na ciągłą stymulację i nowe bodźce, kulcie cargo i tak dalej, to jest pierwsza od dawna piosenka, która szczerze śpiewa mi, że może wszystko będzie dobrze.

Bo w końcu szczere emocje zawsze telepią się w etykietowanej folii cynizmu. Nawet w ostatnim odcinku „Freaks and Geeks” po okrzyku „disco ssie” zafrapowane luzaki odkrywają na parkciecie jednego ze swoich kumpli tańczącego pod kulą w odblaskowej koszuli.

Dodaj komentarz