Największym sukcesem „Amercian Vandala” nie jest to, że daje radę przez 8 odcinków uciągnąć dowcip, który powinien zmęczyć po pięciu minutach, ale to, że naprawdę mówi coś ciekawego o obsesji współczesnej kultury na punkcie gatunku true crime.

American Vandal

Czy Dylan byłby zdolny do namalowania kutasów?

Jest przypał w Hanover High School. Ktoś namalował sprayem 27 kutasów na autach wszystkich nauczycieli. Już się śmiejecie, a sprawa jest poważna. Nie ma pewności, kto namalował kutasy, ale wszyscy wiedzą, że to Dylan. Tępy jak łopatka do grilla, przeważnie zjarany, znany rysownik prącia męskiego. Dylan ma alibi, ale i tak zostaje wydalony ze szkoły i czeka na rozprawę w sądzie za naruszenie mienia. Nikt nie wierzy w jego niewinność. Z wyjątkiem dwójki młodych dokumentalistów ze szkolnego kółka dziennikarskiego, którzy odkrywają frapujący szczegół. Dylan nigdy nie zapomina o włosach na jajach, kiedy rysuje prącia. Jaja przy fiutkach na samochodach nauczycieli są gładkie jak u chłopaków z Warsaw Shore. Rozpoczyna się dramatyczny wyścig z czasem. Oczyścić Dylana z zarzutów i ujawnić przed końcem roku szkolnego, kto naprawdę namalował kutasy.

To wciąż bardzo poważna sprawa.

American Vandal, all the dicks

Kto mógłby czegoś takiego dokonać?

Mockumentary „American Vandal” Netflixa parodiuje format popularnych seriali true crime, takich jak „Making a Murderer”, „Jinx” albo „Serial”. Ożywia właściwie zmarłą sztukę parodii, która w oryginalnym założeniu miała uwypuklać i komentować, a nie tylko bezmyślnie wyśmiewać różne mankamenty utworów. Największą siłą witzu jest tutaj śmiertelna powaga, z jaką twórcy mokumentu prowadzą swoje śledztwo i badają wątki poboczne. Muzyka w intro i na napisach końcowych każdego odcinka jest bardzo dramatyczna, ton głosu twórców morowy, a narracja podobna do deliberacji Sary Koening z „Seriala”. Ten żart powinien wystarczyć na kilka minut fejkowego trailera, ale działa idealnie przez cały 8-odcinkowy sezon. Dlatego, że płynie z tego wszystkiego jakaś autentyczna refleksja. Taka na poważnie poważna.

American Vandal

Nie ma mowy, żeby Dylan zapomniał narysować włosów na jajach.

Sam jestem fanem formatu true crime i jego najpopularniejszych ostatnio utworów. „Making a Murderer”? Must see. Tylko nie wyrzućcie telewizora przez okno z frustracji. „Serial”? To taki podcast o innym kolesiu skazanym za morderstwo, choć wiele okoliczności i dowodów przemawiało na jego korzyść. Tylko głos Pani Dziennikarki opowiadający historię, prowadzący rozmowy ze świadkami, a zajmuje do ostatniego odcinka. „American Vandal” podnosi jednak temat, który wgryzał mi się w sumienie od jakiegoś czasu. Czy te dokumenty rozgrzebujące otwarte sprawy sądowe, analizujące żywe w pamięci rodzin ofiar zbrodnie, robią więcej dobrego czy złego? Czy to faktycznie zaangażowane dziennikarstwo śledcze, czy masowa rozrywka kosztem niewinnych ludzi, którzy chcieliby już zakończyć żałobę i odciąć od bolesnej przeszłości? Coraz bardziej skłaniam się do drugiej odpowiedzi.

American Vandal

Dylan mówi, że nie namalował kutasów, ale czy można mu wierzyć?

Kiedy dokumentaliści z kamerą zabawiają się w detektywów i są przy tym rzetelni, mogą pomóc oczyścić z zarzutów niewinnego człowieka, wywołując presję społeczną, która rozrusza zardzewiałe tryby machiny sprawiedliwości. Tylko, że przy tym wzniecają pożar, który podpala życia innych osób. Wchodzą z butami w czyjąś prywatność i zmieniają ją w przedmiot publiczny. Zmierzając do uniewinnienia jednej osoby, wywołują lawinę amatorskich teorii na temat prawdziwych sprawców, które mogą nawet skończyć się linczem. Ot, rzućcie okiem na tematy na Reddicie poświęcone „Serialowi” i „Making a Murderer”. Ileż przekonujących analiz świadczących o winie jakiegoś pobocznego bohatera serialu można tam znaleźć. Tak się wkręcamy w zagadkę, że zapominamy, że to prawdziwi ludzie i prawdziwe życia.

Pełen twistów „American Vandal” jasno odnosi się do tych kwestii, ilustrując, jak łatwo złożyć do kupy przekonującą teorię o czyjejś winie, nie znając wszystkich faktów i przekonać do tej winy publikę, a tory narracji kryminału, w które próbuje wpasować się gatunek true crime, rzadko prowadzą tymi samymi trasami, co prawdziwe życie.

Dodaj komentarz