T-shirty z tekstem „Killmonger miał rację” można zamówić sobie na Amazonie. Laudacje na temat racji filmowego Thanosa można poczytać na Reddicie. Podobnie jak wszystko dzisiaj, jednocześnie jest to i nie jest żart. Pierwszy ze wspomnianych villainów, postać z „Czarnej Pantery„, to historyczny rewanżysta, który chce wyrównać rachunki za lata black misery. Drugi marzy o radykalnej redukcji populacji w imię utylitarnej utopii. Popkultura uwielbia bawić się niebezpiecznymi ideami jak zapałkami. Jej czarne charaktery tak lubią się wymądrzać, że wpadają w popularny nurt hołubienia „zdrowego rozsądku” oraz „bolesnej prawdy”, kiedy protagoniści zwykle nie mają im do przeciwstawienia nic oprócz one-linerów, frazesów o sile miłości i obietnicy status quo.

thanos-iron-man-avengers-infinity-war-2018-artwork (1)

Do niedawna wystarczyło, że villain, jak w baśniach i mitach, utożsamiał wszystkie jednoznacznie najgorsze cechy. Był chciwy, mściwy, okrutny, zazdrosny, wredny, egoistyczny, pyszny i bardzo źle wychowany. Ślady tego mamy w powracającej do tradycji mitu „Lidze Sprawiedliwości„, krytykowanej między innymi za niedociągnięty, pozbawiony głębszej motywacji czarny charakter. Komiksowy Thanos, choć zdarza mu się przemawiać głosem Nietzschego, pobudki też ma banalne i skrajnie samolubne, mianowicie chce zaimponować Śmierci, w której się durzy. Tak, chodzi o zakapturzoną kostuchę z kosą; u Marvela ta postać wygląda podobnie jak u Pratchetta. Przywołuje to echa prawdziwych villainów, na przykład Johna Hinckleya Juniora, który zamachnął się na życie Ronalda Reagana, żeby wyrwać Jodie Foster. Z podobną motywacją zresztą Thanos miał chyba wkroczyć na duży ekran, jak wynikałoby z jego pierwszej sceny w Kinowym Uniwersum Marvela, po napisach pierwszych „Avengersów”. W modę weszły jednak niuanse. Żeby film trzymał się kupy, czarne charaktery mają być dziś bardziej skomplikowane i zintelektualizowane od prostolinijnych superbohaterów.

Po kwadransie w internetach Ultron z niewinnego bajtka zmienia się w ponurego nihilistę, który sprzedaje nieprzyjaciołom trywializowane wywody o freudowskim popędzie śmierci (coś podobnego musi dziać się z połową użytkowników 4chana). Kurt Russel ze „Strażników Galaktyki”  uważa życie za plagę, która zagraża Wszechświatowi i na dobrą sprawę egzekwuje tradycje antynatalizmu, od Gorgiasza po Ciorana, doprawiając przemowy odrobiną biocentryzmu. Marvel chętnie wykorzystuje górnolotne koncepty filozoficzne jako narzędzia fabularne. Czarnym charakterom przeszczepia ideologiczne konteksty, a rozpierduchę argumentuje wykoncypowanym Większym Dobrem. Czarne charaktery nie mogą być już po prostu złe. Muszą być niezrozumiałymi mędrcami, zgorzkniałymi wyznawcami markotnych światopoglądów, którzy doszli do niewygodnej prawdy. Thanos z „Avengers: Infinity War” nie łasi się więc do mrocznej żniwiarki, ale też fiksuje na punkcie koncepcji z nurtu pesymistycznego liberalizmu, nazywanej maltuzjańską pułapką.

avenger-infinity-war-thanos-promo-art

Thanos może sobie mieć rację, ale nie wymyślił niczego nowego. Teorię przeludnienia głosił już 200 lat temu Thomas Malthus. Geometryczny przyrost ludności plus arytmetyczny wzrost produkcji żywności, to równa się głodowi, nędzy i wojnom. Anglikański myśliciel nie sugerował co prawda ludobójstwa w imię przywrócenia równowagi, tylko zaprzestanie jakiejkolwiek pomocy społecznej biedocie, ale kto wie, co by zrobił, gdyby zgarnął wszystkie kamienie nieskończoności. Thanos na pewno jest radykałem, ale nie jest potworem, tylko myślącym liderem.

Kultura popularna zawsze na jakimś poziomie odbija starcia idei z areny społecznej i politycznej. W „Mrocznym rycerzu” z 2008 roku, schyłku epoki Busha, chaos, anarchia i terroryzm zostają okiełznane przez moralnie relatywną, ale uzasadnioną okolicznościami inwigilację prowadzoną przez znany i zaufany podmiot, jakim jest Batman. Czarna Pantera, za co bardzo szanuję jego film, w konfrontacji z polityką historyczną swojego oponenta dokonuje korekty swojej własnej doktryny izolacjonizmu. Thanos dostaje w „Wojnie bez granic” wiele okazji, żeby się wygadać, ale superbohaterowie, których powinniśmy dopingować, nie kontestują nigdy jego pomysłów, tylko jego samego. Do starcia idei zbliżamy się może tylko w scenie rozpaczliwego apelu Gamory „You can’t know that for sure…„.

Co więcej, kiedy przeanalizujemy narracyjną konstrukcję „Infinity War”, nasunie się coś ciekawego. Thanos nie jest nawet antagonistą, a wedle wszystkich klasycznych definicji protagonistą tego filmu. To on tworzy fabularną oś, on ma do osiągnięcia cel, on jest altruistycznie umotywowany, a wszyscy inni stanowią przeszkody. Ba, Thanos nawet napotyka wszystkie filmowe tropy typowo zarezerwowane dla głównych bohaterów, jak Heroiczna OfiaraBudzisz się w pokoju albo Nostalgiczne NieboOstatni kadr nie pozostawia zresztą wątpliwości, do kogo należy ta historia. Przynajmniej na polu narracji „Infinity War” oferuje więc coś świeżego, ale kwestia oceny tego pozostaje otwarta.

Avengers-Infinity-War-Gamora-Walks-With-Thanos

Na historycznej okładce „Captain America Comics #1” Kapitan Ameryka spuszcza łomot Adolfowi Hitlerowi, który jest zły, wstrętny, głupkowato wykrzywiony i kompletnie nieamerykański. Zeszyt jest materiałem propagandowym, więc Hitler nie dostaje w nim stron na wywody o gospodarce Republiki Weimarskiej, darwinizmie społecznym i intelektualnym rasizmie, tylko zbiera cięgi, bo robi innym krzywdę. Łobuz ma zostać ukarany, nie wysłuchany. On też miał swoje argumenty, ale uznano je za tak niebezpieczne, że zakazano ich druku na dziesiątki lat. Monumentalna komiksowa historia, wyrozumiale opowiedziana z perspektywy podobnego ludobójczego tyrana wydaje się śmiałą ideą, ale tym esencjonalnie jest „Avengers: Infinity War”.

Tak daleką drogę przeszliśmy od propagandowej roli kultury masowej i zakazu publikacji niebezpiecznych idei, do przekonania, że masowy widz samodzielnie przetrawi i zinterpretuje maltuzjańskie przesłanki Thanosa. A może to tylko kolejne, bezwiedne odbicie rzeczywistości, w której groźne, ale pociągające skutecznością idee wygrywają z filmowymi frazesami typu „love trumps hate”?

avengers-infinity-war-marvel-phase-one-tony-stark

Superbohaterowie są przekonani, że mają rację, więc walczą z czarnymi charakterami, ale nie z ich ideami. Dlatego tyrani zostają w końcu pokonali, ale ich idee przeżywają. Zupełnie jak w prawdziwym świecie.

Dodaj komentarz