Widziałem kiedyś Marsz Równości. Kiedy? 8-9 lat temu? Nie pamiętam. Był listopad. Może październik. Jeden z tych szaroburych, deszczowych miesięcy. Tych, w których nigdy nie ma tęczy. Nie szedłem w środku korowodu. Nie miałbym odwagi. Szedłem obok, po chodniku. Bezstronny obserwator, w razie czego przypadkowy przechodzień. Tchórzliwie przyczajony między ying i yang. Miałem zrobić kilka zdjęć swoim skromnym aparatem kompaktowym, żeby zaliczyć zadanie z fotografii prasowej. To była jedna ze smutniejszych i zarazem najbardziej budujących rzeczy, jakie widziałem na ulicach swojego miasta. Minęło trochę czasu. Wierzę, że chociaż w tej kwestii nie cofnęliśmy się, jak twierdzi piosenka Depeche Mode. Albo chcę wierzyć.

Nie jestem ostatnio zbyt aktywny w internetach, wolę bierność. Wieczorami jestem po prostu zbyt zmęczony, żeby znowu być oburzonym. Że pod Jarosławcem wycięli drzewa przy drodze. Że statystów z „Alladyna” smarują samoopalaczem. Że Jamesa Gunna zwolnili za sprośne tweety. Albo że nie zwolnili. Że młodzieży nie chce się bronić Konstytucji. Że Scarlett Johansson ma zagrać Obamę. Że któryś minister znowu pomylił wywiad telewizyjny z rozmową przy pisuarze w partyjnej zajezdni. Mówicie, żeby wyluzować, nie przejmować, serial sobie włączyć. Trudno być tak ciągle oburzonym, jeszcze trudniej nie być. Widzicie, w weekend zrobiłem ładne zdjęcie na Alejach Niepodległości, bycza tęcza na niebie, zmokłe ale dumne tęczowe flagi na słupach i tęczowe chorągiewki na tramwajach z okazji tegorocznego Marszu. Rok temu szliśmy piękną tęczową ulicą w Reykjaviku, fajnie mieć namiastkę tego u siebie w mieście. Ucieszyłem się, że wreszcie wkleję coś ładnego do tych internetów, ale jeszcze tego samego wieczoru znowu powinienem być oburzony, bo Król Tramwajarzy, czy kto tam tym zarządza, zarządził zdjęcie kolorowych chorągiewek z powodu kontrowersji. Nigdy nie było mi po drodze z outrage culture. Naturalnie bliżej mi do aczegowysięspodziewaliście culture.

Sięgam myślą do tego Marszu Równości sprzed 8-9, może 7 lat. Kilkadziesiąt dzielnych dziewcząt i chłopaków. Raczej nie więcej niż setka ludzi, z tego co pamiętam. Próbują przebić się przez miasto jak światło przez smołę. Otoczeni szczelnie kordonem policji w formacji przypominającej rzymski legion. Gwizdy z balkonów kamienic blisko Starego Rynku. Narodowcy obszczekujący pochód jak znudzony pies samochody. Żadna parada, to bardziej konwój. „Okulary ci zaparowały od brania w dupsko”, krzyczy jakiś łysy do kolesia w zaparowanych raczej od chłodu okularach, co zapamiętuję, bo żenada zostawia trwalszy ślad niż operacja na otwartej czaszce. Niby nic się nie zmieniło, bo ten sam łysy dalej krzyczy to samo, a minister prawdy wtóruje mu w telewizorze, a jednak wydaje się, że tyle nas dzieli od tamtych dni.

Wydaje się, że eony dzielą Busha Juniora podśmiewającego się z kowbojów z „Brokeback Mountain” od Obamy tweetującego #LoveIsLove. Od pocałunku Jacka i jego chłopaka w „Jeziorze Marzeń” albo związku Tary i Willow w „Buffy” do „Orange is the black”, „Looking”, „Shameless” i setki innych filmów, w których nieheteronormatywność jest równie kontrowersyjna jak picie wody z kranu. Od Miśka Kamińskiego gadającego o pedałach przed kamerą telewizyjną do sondaży, w których znany działacz LGBT jest w trójce głównych kandydatów do prezydenckiego żyrandola. Od „Filadelfii” do młodzieżowego romansidła „Love Simon”, które jest przełomowe w tym jak bardzo jest nieprzełomowe. Od tej garstki dzielnych dziewczyn i chłopaków do Parady Równości sponsorowanej między innymi z kieszeni Netflixa i trendującej na Instagramie.

Przemysłowi rozrywkowemu można zarzucać różne rzeczy, ale tej kwestii walczy o dobrą sprawę. Owszem, mamy te zdarte z tramwajów chorągiewki i inne przykrości, a jednak mam wrażenie, że nawet moja babcia śmielej postrzega rzeczywistość społeczną przez pryzmat tego, co dzieje się w „Na Wspólnej” niż przez to, co mówi minister czegoś w studio. To nie tak, że nie ma się na co oburzać, ale czasem trzeba się podbudować sentymentem w stylu Matthew McConaugheya z końcówki „True Detective”. „Kiedyś była tylko ciemność. Jak dla mnie światło wygrywa”. Może być to światło rozszczepione.

Dodaj komentarz